Jeszcze zdarzają się prawdziwe zimy nad morzem…

https://przy-plazy.com.pl/wp-content/uploads/2021/04/d34a7c3a-f18c-4185-b494-9aecf713a3ca.jpg
Bez kategorii

Jakby ktoś powiedział, że już prawdziwych zim nad Bałtykiem nie ma to by srogo się pomylił. W tym roku była, i to taka najprawdziwsza – ze śniegiem i lodowymi czapami.

Jest sporo powodów aby zimą pojechać nad morze:
1. nie ma smogu duszącego nasze miasta,
2. jest najwyższe stężenie jodu, w styczniu, lutym wielkie fale bijące o brzeg wywołują maksymalne jego stężenie
3. cisza i spokój, nie ma tłumów jakie widujemy w środku lata
4. poczucie bliskości natury – nostalgiczny krajobraz, zaśnieżone plaże po horyzont, kry, czapy lodowe na falochronach, zapach lasu sosnowego
5. okazja znalezienia tego jedynego najpiękniejszego okazu bursztynu, bo w sztormy najwięcej go morze wyrzuca Najlepszy okres na bursztynowe łowy to miesiące między grudniem a kwietniem
6. okazja na długie i spokojne spacery ze swoim ukochanym psem

Od XIV wieku do połowy XIX wieku (od ok. 1300 r. do aż 1850r) w Europie trwała tzw. mała epoka lodowcowa, czyli okres ochłodzenia klimatu. Pierwszy poważny atak zimy miał miejsce już na początku tego okresu, a niemieccy i skandynawscy duchowni zapisywali w kronikach, że kupcy pomiędzy Norwegią a Szwecją podróżowali po lodzie, a słowiańscy zbójnicy napadali Danię przechodząc po zamarzniętym Bałtyku. W relacjach pojawiały się też informacje o karczmach, w których mogli zatrzymać się strudzeni podróżni.

Niestety, wszystkie te historie albo dotyczą tych obszarów Bałtyku, które wcześnie pokrywają się pokrywą lodową, jak Zatoka Fińska albo Zatoka Botnicka (w rejonie Wysp Alandzkich), albo krótkich przepraw, takich jak marsz armii Karola X z Jutlandii do Zelandii przez Cieśniny Duńskie w lutym 1658 roku: A karczmy budowane były nie na środku Bałtyku, ale na przybrzeżnym lodzie, od Mekleburgii do Zatoki Ryskiej. Nie chodziło więc o przybytki służące przeprawiającym się przez Bałtyk, ale podróżnym wędrującym przez Pomorze; na przykład z Lubeki do Gdańska.

Nawet jeżeli nie całe Morze Bałtyckie zamarzało, to nasza zatoka Gdańska potrafiła być zablokowana aż do wiosny. Podczas wielkiej zimy w 1709 roku zamarzła prawie cała Europa, włącznie z Zatoką Wenecką. A na Bałtyku było jeszcze gorzej – przez silny mróz i lód przez cztery miesiące można było przejść z Danii do Szwecji, a pierwszy statek wpłynął do Gdańska dopiero 11 maja. W XX wieku, choć formalnie już po małej epoce lodowcowej, też zdarzały się nadzwyczaj ostre zimy. W styczniu 1937 roku lód zablokował funkcjonowanie portu w Gdyni. Sytuacja była tak poważna, że na prośbę Urzędu Morskiego Ministerstwo Spraw Zagranicznych zwróciło się do Estonii z prośbą o przysłanie lodołamacza. Na początku lutego statek „Tasuja” przypłynął z Tallina do Gdyni, udrażniając tory wodne i baseny portowe. Rybacy z Półwyspu Helskiego wykorzystywali grubą warstwę lodu do transportu i jak donosił „Nowy Przyjaciel Ludu”, niejaki Budzisz woził towary po zatoce z Helu do Pucka samochodem ciężarowym.

Na przełomie lat 1978-79 mogli doświadczyć srogiej zimy obywatele PRL. W nocy z 29 na 30 grudnia do kraju zaczęły napływać takie mroźne masy powietrza, że morze zamarzło na dwa kilometry od brzegu i wystąpiły takie obfite opady śniegu, że wojewoda gdański ogłosił stan klęski żywiołowej. A nawet jeszcze w niedalekich latach 80. na tyle gruby lód skuwał Zatokę Pucką, że można było latać na bojerach, a każdego roku ówczesny Gdański Okręgowy Związek Żeglarski organizował kilka kursów na patent żeglarza i sternika lodowego.

Ocieplenie klimatu jednak postępuje, a mroźne i śnieżne zimy – takie jak tegoroczna – stają się ewenementem.
I tylko sanek i kuligów żal…d34a7c3a-f18c-4185-b494-9aecf713a3ca